UWAGA

Wszystkie zdjęcia na blogu sosnicka.blogspot.com są moją własnością i podlegają ochronie, zgodnie z Ustawą o ochronie praw autorskich (Ustawa z dnia 4 lutego 1994) Zabrania się kopiowania, przetwarzania i rozpowszechniania zdjęć bez wiedzy oraz pisemnej zgody autorki.

środa, 20 lipca 2011

Zakopane - dzień I

W sumie nie mieliśmy jakiegoś konkretnego planu jadąc do Zakopanego. Jak przyjechaliśmy w sobotę, to stwierdziliśmy, że może pojedziemy kolejką na Kasprowy Wierch. Po znalezieniu miejsca parkingowego, udaliśmy się piechotą w kierunku Kuźnic. Tam - kolejka do kasy, która nas przeraziła... Jakieś 3 lub 4 godziny czekania. Bez sensu. Aż żałuję że nie zrobiłam zdjęcia. Po chwili namysłu, poszliśmy dalej przed siebie, choć wciąż bez celu. Doszliśmy na polanę Kalatówki. Tam zrobiliśmy sobie małą przerwę na posiłek. Tam też zorientowaliśmy się, że nie wzięłam mocowania do statywu... Został w domu. Wiedziałam, że czegoś zapomne :) Kurcze :) Więc nici ze wspólnych zdjęć, a panoramy jakoś musiałam próbować robić "z ręki". No nic. Poszliśmy dalej, za drogowskazami na Halę Kondratową. Tomek już wtedy chciał się wrócić w stronę samochodu, ale mnie kusiła tabliczka z napisem "Giewont" :) I chociaż pogoda nie sprzyjała wędrówkom, powiedziałam - chodźmy. Po drodze wiele razy slyszałam "czekaj na mnie", "koniec", "wystarczy", "wracamy już", "wiesz jak daleko mamy samochód?" :) Dobrze, że jestem uparta i jakoś przekonałam męża, że jak już jesteśmy tak daleko, to musimy dojść do końca :) Najgorsze było tylko to, że brakło nam jedzenia i picia. Dopiero jak dotarliśmy na sam szczyt zrozumiałam zdziwioną minę chłopca, który już wracał z góry, a my zapytaliśmy go, czy jest tam jakiś sklep na tym Giewoncie :):):) Sklepu oczywiście nie było, były za to wyślizgane kamienie i łańcuchy, którymi trzeba było się wspiąć na górę. Wierzchołek nie jest zbyt obszerny, więc należało bardzo uważać, by kogoś nie trącić, lub żeby ktoś nas nie popchnął. Pod nami zionęła ogromna przepaść. Może to i dobrze, że mgła była tak gęsta, że nic nie było widać. Bo pewnie patrząc w dół, nie zeszła bym stamtąd :) Z jednej strony czułam niedosyt, że ominęły nas piękne widoki, ale z drugiej strony satysfakcję, że jakoś udało nam się tam dojść :) Tym bardziej, że nigdy wcześniej nie chodziliśmy po górach :) Ale Giewont zaliczony :) Jak już wracaliśmy, to sama miałam dość :) Zarzekaliśmy się, że pierwszy i ostatni raz takie coś, następna rocznica ślubu to będzie jakieś SPA i masaże :P Marzyliśmy już tylko o tym, by znaleźć się w hotelu. Bardzo polecam "Szklane Domy", bo jak już otworzyliśmy drzwi i zobaczyliśmy pokój, to byliśmy bardzo zadowoleni. Odpoczęliśmy chwilę i poszliśmy wieczorem na Krupówki na kolację. Dostałam śliczny prezent od męża :) Dziękuję dziękuję dziękuję! :*
cdn :)

A co do zdjęć, to bardzo niechętnie je wrzucam, ponieważ nie jestem z nich zadowolona. Ale niech już będzie. Mają charakter pamiątkowy, nie artystyczny, niestety ;) Troszkę za wysoko postawiłam sobie poprzeczkę, a przez to czuję złość, rozczarowanie i taką niemoc.... ;) Ale o tym napiszę innym razem :)