Wczorajszy dzień był wspaniały :) Zaczynając od pięknego słonecznego poranka, a kończąc na muzycznym nastrojowym wieczorze.
Dzień w pracy minął bardzo szybko, a że zdecydowana większość klientów u nas to mężczyźni, dlatego było kolorowo od kwiatów i słodko od rozmaitych pyszności :)
Wieczorem natomiast, pojechałam z przyjaciółką na koncert do znanej już Wam restauracji Verona. Spędziłyśmy bardzo miły wieczór, słuchając panów z zespołu Riffertone. Było bardzo klimatycznie, ich muzyka to balsam dla duszy :) Bardzo łagodna, kojąca, pełna refleksji, czyli taka, jak lubię :) Zaśpiewali piosenki zarówno ze swojego repertuaru, jak i kilka coverów np z rep. Dżemu, czy też moje ukochane "Tears in heaven" Erica Claptona. Bardzo ale to bardzo nam się podobało :) Ale jeszcze bardziej żałuję, że nie zabrałam swojego aparatu... Mam nadzieję, że to było ostatni raz, kiedy włączyło mi się takie głupie myślenie: "aaaa, bo po co będę brała tą wielką ciężką torbę, aaa bo po co wszyscy mają patrzeć że robię zdjęcia...." Teraz żałuję i już następnym razem nie popełnię tego samego błędu, nie machnę ręką na aparat, tylko zabiorę go ze sobą! Miałam okazję zrobić naprawdę fajne koncertowe zdjęcia, bo miałyśmy świetny stolik przy samej scenie. Dlatego tak bardzo żałuję, ale mam nadzieję, że taka okazja się jeszcze przytrafi.
No cóż...a teraz zostawiam Was z chłopakami... :)
Dorzucam:
Wiem...chyba komórką wyszło by już lepsze zdjęcie :) Ale (!) jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :)
Jakaś pamiątka jest :) i to najważniejsze :)
W sumie wszyscy wyszliśmy jakoś dziwnie, więc można stwierdzić, że to jednak nie jest zdjęcie, a coś w rodzaju karykatury :D
Od lewej: Jarek, Justyna, ja, Albert